Rozdział 2

Na początku tego rozdziału chcę wam gorąco podziękować! Nic tak nie pobudza do pracy młodocianej dziewuchy z blogiem, jak wciąż podnosząca się ilość wyświetleń strony i pierwsze tzw. "plusy jeden". Potwornie się cieszę z tego sukcesu. Gdybym chciała wyczarować patronusa, to teraz na stówkę by mi się udało! Ale już nie przedłużam!







Rozdział 2 _Niecodzienne spotkanie na ulicy Pokątnej_

Tak mijały wakacje. Dni i noce wlekły się w spowolnionym tempie, a uczniowie ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa, o dziwo nie mogli doczekać się powrotu do nauki. Zastanawiali się, czy ich przyjaciele zmienili się podczas wakacji oraz, czy jak wrócą poznają kogoś nowego. Już niedługo mieli się o tym przekonać... Jeszcze tylko parę dni...
***
-Ronaldzie!-zawołała stanowczo pani Weasley- Idźcie z siostrą po książki ja muszę poszukać Freda i Georga. Znowu mi gdzieś znikneli...
To rzekłszy zniknęła w tłumie na ulicy Pokątnej.
-Ron, chodźmy-powiedziała do brata Ginny.
-Nigdzie z tobą nie idę- prychnął Rudzielec- Muszę znaleźć Harrego i Hermionę.
-Wobec tego szukam ich z tobą-oświadczyła.-Powinniśmy zacząć od księgarni. Pewnie kupują podręczniki.
- A kto ci powiedział, że możesz pójść ze mną?
- A muszę kogoś pytać?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Burknął coś w odpowiedzi.
-Co jest staruszku? Dąsasz się jak mała dziewczynka.-zauważyła ze śmiechem- Jesteś nie w sosie. Haha! Ejjj, spójrz.
Odwrócił głowę w kierunku wskazanym przez siostrę. Przez tłum szła Luna z... Draconem Malfoyem. "Co ten drań jej zrobił"-zastanawiał się Ron-"Nie dość mu, że śmieje się z naszej paczki w szkole to teraz też musiał się przylepić?!" Pomimo jego rozmyślań, Krukonka wcale nie wyglądała, jakby była obrażana. Co więcej, śmiała się razem ze Ślizgonem, jak gdyby nigdy nic. Każdego mógłby zdziwić ten niezwykły widok, bo przecież jeszcze dwa miesiące temu była to dla niego "Pomyluna", ta która buja w obłokach jest stale zamyślona i opowiada głupstwa... A teraz wyglądała jakby ją i blondyna łączyła co najmniej przyjaźń.
Każdy, tylko nie Malfoy. Każdy, tylko nie on.- te słowa błąkały się po jego głowie, jak bezpański pies.
Młody Weasley poczuł, że pieką go uszy. Zacisnął szczęki. "Nie-moż-li-we"-myślał gorączkowo, a jego oddech robił się coraz płytszy. Wiedział, że jeśli nie przestanie się tak przejmować to rzuci się na chłopaka, nie zważając na to czy znajdują się w tłumie, na środku ulicy. Ginewra zauważyła reakcję brata i szepnęła mu na ucho:
-To na pewno nie jest to, o czym myślisz.
-Jeśli nie, to co?-odszepnął
-Stawiasz bardzo trudne pytania. Jak się dowiem, będziesz pierwszą osobą, którą powiadomię o prawdzie. A tak w ogóle twój obiekt westchnień idzie- zachichotała dziewczyna.
Gryfon odruchowo spojrzał na Lovegoodównę. Przeciskała się obok czarodziei i czarownic, aż w końcu dotarła do celu.
-Cześć, mam dla was ważną wiadomość. Tylko poczekajmy na Harrego i Hermionę- i uprzedzając pytania wskazała ręką na dwa punkty- Tam idą.
***
Elizabeth biegła korytarzem. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Miała opuścić to miejsce. Przestać żyć ukryta w cieniu za piecem Korneliusza Knota, który robił wszystko, by tylko świat nie dowiedział się o jej miejscu pobytu przez pierwsze pięć lat życia. Prawie nie pamiętała życia "dziecka Azkabanu". Zastanawiała się, czy to Minister Magii majstrował przy jej wspomnieniach, czy zapomniała te dni z biegiem czasu. Obstawiała to pierwsze, ale nie miała mu tego za złe. To on zastępował jej ojca. Dawał jej prezenty, zajmował się nią... był dla niej tym kogo nigdy nie było jej dane poznać. Tata... czy kiedykolwiek zwracała się do niego inaczej? Nie. Podobało jej się, że sprawuje nad nią opiekę urzędnik tak wysokiej rangi, a jednak bała się o niego. Czy nie było tak, że znani, lub posiadający władzę ludzie ginęli najszybciej? Śmierć... jej bała się najbardziej. Na dźwięk tego słowa przypominała sobie urywki więziennych sytuacji. Najczęściej ukazywała się... najnormalniejsza... ale tylko dla stałego bywalca więzienia czarownic i czarodziejów.
Dementor pochylał się nad nią. Słyszała świst jego nierównego oddechu. Nagle zawiał silny wiatr, mogłoby wydawać się, że jest przeciąg. Lecz mieszkańcy tego miejsca znali prawdę. W Azkabanie NIGDY NIE BYŁO PRZECIĄGÓW.  Niewyobrażalne zimno zalało całe jej ciało. Czuła jak coś wysysa jej wnętrze, jej wspomnienia i  duszę. Już za chwilę wszystko miało rozpłynąć się w nicości.