Rozdział 5

Bardzo was przepraszam, że rozdział dopiero teraz. Jak zwykle zawodzę :C. Ech... ale mam usprawiedliwienie. Przez pewien czas byłam chora, potem nie było internetu, a kiedy w końcu mi go naprawili byłam zupełnie pozbawiona weny. W dodatku nie podoba mi się ten rozdzialik. I w ogóle jesień nie sprzyja mojemu pisaniu, ale mówi się trudno. Spróbujcie to chociaż przełknąć...

Harry poczuł się jakoś słabo, gdy tylko Elizabeth weszła do przedziału. Był pewien, że ją znał, tylko nie wiedział skąd. Raczej go to nie obchodziło. Dziewczyna była, miła, przyjacielska i ładna. Błąd. Ona nie była ładna, była po prostu niezwykła. Jakkolwiek to brzmi. Jej oczy... Pomimo wesołego wyrazu twarzy te tęczówki zdradzały coś mrocznego. Wybraniec nie wiedział co, ale czuł, że to nie jego interes. Pomimo, iż nie chciał się wtrącać w cudze sprawy, nie mógł przestać myśleć o tym spojrzeniu. Zimne i ciepłe, lekkie i ciężkie, spokojne i wściekłe, tajemnicze i otwarte na świat. Wszystko naraz. Nie wierzył, że twarz ludzka może wyrażać aż tyle emocji...
-Halo, ziemia do Harrego! -usłyszał głos dochodzący jakby z oddali, powoli zaczął wracać do rzeczywistości- No jesteś, już myślałem, że znowu masz te idiotyczne wizje i za chwilę trzeba będzie cię cucić. Chodź, dziewczyny chcą się przebrać!
Zirytowana wypowiedź, jak się okazało, należała do Rona, któremu najwyraźniej coś nie wyszło; pewnie kłócił się, kto ma pierwszy zmienić strój.
Gdy tylko wypadli na korytarz poczuli jak na nich wpada.
-Ach.. cholera Draco nie będzie zadowolony z rozlanej lemoniady. Uważaj jak chodzisz dur...- Daphne przerwała monolog- ooo... kogo my tu mamy: "pani" Potter i pan Weasley. Potwornie się cieszę z tego spotkania...
Uśmiechając się drapieżnie zbliżyła się do chłopców. Podeszła do Rudzielca i rzuciła mu na ucho parę niezrozumiałych dla Bliznowatego słów, od których jego przyjaciel zrobił się czerwony jak burak patrząc non stop na usta Ślizgonki, zastanawiając się, czy przypadkiem nie przekroczą bariery. Po chwili jednak nastolatka odwróciła się na pięcie i kołysząc pupą oddaliła się.
Ten-Który-Przeżył był zszokowany. Zdarzało się, że  Krukonki, Gryfonki, Ślizgonki i Puchonki próbowały poderwać go, że różni chłopcy startowali do Hermiony... Ale do Rona? Nigdy! Przynajmniej do tej pory...
Nagle z ich przedziału wychyliła się ich przyjaciółka:
-Okay, teraz wasza kolej!
Słuchając spektakulacji Ronalda na temat "jak te kobiety się długo szykują, jak my w ogóle z nimi wytrzymujemy" szybko przebrał się w szaty hogwartu, wciąż myśląc o tym co się przed chwilą zdarzyło. Nagle sobie coś uświadomił:
-Gdzie są Luna i Neville?
-Nie wiem...- powiedział z lekkim niepokojem Gryfon, do którego zostało skierowane pytanie.
Gdy po paru minutach spytali o to samo dziewczyny, niczego się nie dowiedzieli, bo one także "nie miały rudego pojęcia"* gdzie znajdują sie "zaginieni". Tylko Elise milczała... Harry odciągnął ją na bok.
-Ty wiesz gdzie są.
Nie było to pytanie, tylko raczej stwierdzenie. Z nieznanego powodu jej nie ufał, a jakaś cząstka w jego ciele podpowiadała mu, żeby uciekać na jej widok.
-Tak, wiem, widziałam ich... Oni byli tam- wskazała ręką w lewo, wciąż wbijając wzrok w podłogę- Blondynka mówiła coś o gnieździe jakichś "nargji" czy jakoś tak.
Wtedy na jej twarz opadł cień. Niepostrzeżenie zasłonił czoło i oczy, a ona pochyliła głowę, chcąc poprawić niesforny kosmyk.
Przez głowę Czarnowłosego przemknęły obrazy, które nękały go od wakacji.
-To ty...- szepnął patrząc ze strachem na postać z koszmaru.
Wtedy osunął się na ziemię i wszystko pogrążyło się w egipskich ciemnościach
                                                                            ***
-Hahaha, Draco nie wiedziałem, że ta nowa ma aż tyle charakteru!- powiedział Zabini przy wejściu- swoją drogą to dziwne, że do Hogwartu idzie dopiero teraz. 
-O co ci chodzi, Blaise?
-Spowodowała, że Potter zemdlał! Już nawet do tego nie trzeba dementorów!
Ta wiadomość zaskoczyła arystokratę.
-Na brodę Merlina, czemu wszyscy wciąż mówią o tej durnej wiedźmie?!- rzekł zdenerwowany. Gdy tylko podał ten temat wszyscy się nim zarazili, a przecież wiadomo kto powinien być w samym centrum rozmów. Nikt inny, tylko ON.
Nagle ktoś otworzył drzwi i do przedziału weszła zastraszona blondynka. 
-Ja tylko na chwilę, muszę się schronić przed pewną rozzłoszczoną Gryfonką- powiedziała.
-Taaak, oczywiście o ile nam nie zabrudzisz siedzeń szlamem- stwierdził z drwiną w głosie Malfoy.
-A skąd przekonanie, że jestem mugolakiem?
-A stąd,  że nigdy nie widziałem cię na żadnej z ulic magicznego Londynu, ani mój ojciec o tobie nie opowiadał.
-Może nie mógł? Sądzisz, że Korneliusz Knot chwaliłby się wszystkim, że ma córkę- teraz ona przejęła sarkastyczny ton.
-Przepraszam Wasza Wysokość! Może Pani usiądzie?
-Nie drwij tylko posłuchaj, Malfoy. Uważasz, że skoro twój ojciec jest w Ministerstwie jesteś taką cudowną osobistością, a prawda jest taka: Nasi ojcowie przyjaźnią się, ale oboje boją się mnie.
Ileż to rzeczy się w tej chwili dowiedziało, to rozpuszczone dziecko, Dracon- który był głową elity ślizgońskiej miał dużo wiedzy do połknięcia. Dotychczas zdarzało mu się to, ale nie w takich dużych dawkach.
Nagle pociąg zatrzymał się. Elizabeth wybąkała podziękowanie za "schronienie" i wyszła zostawiając za sobą zapach Coco Chanel.
-ONA BEDZIE MOJA- stwierdził dziecięcym tonem ciemnoskóry chłopak, po czym oboje siedzący w przedziale roześmieli się głośno. Już tyle lat minęło, gdy któryś z nich wypowiedział to zdanie...
Po chwili szli już, przeciskając się przez tłumy przemarzniętych dzieci.
                                                                              ***
Pirszoroczni!
Wszędzie było słychać nawoływania Hagrida.
Pirszoroczni!
Lubiła tego półolbrzyma.
Do mnie!
Był prawie tak dziwny jak ona.
Pojedyncze urywki myśli docierały do Luny Lovegood, która w podskokach pokonywała odległości dzielące ją od powozu. Wszystko było inaczej. Tylko połowa uczniów, których znała patrzyła na nią z obrzydzeniem i pogardą. Testrale machały niespokojnie łbami. Wyraźnie czuły niebezpieczeństwo. Krukonka zmarszczyła brwi. Dziwne... do tej pory się tak nie zachowywały. Pogłaskała jednego. Pierwszoklasiści patrzyli na nią ze zdumieniem i niepokojem. Jakieś dwie dziewczyny z 3-ego roku plotkowały wskazując palcami na nią. Ech.... to smutne. Ile ludzi na tym świecie jest nietolerancyjnych... Ale jeśli miałaby wciąż przejmować się jakimiś wrednymi wiedźmami zajęłoby jej to zdecydowanie za dużo czasu... a ma przecież tyle ważnych rzeczy do zrobienia.
-Och.. Luna, tu jesteś! Wszędzie cię szukam!
Tuż za nią truchtał równo Ronald. Zaczął coś do niej mówić:
-Harry zgubił książkę do zielarstwa, a Hermiona pomaga mu jej szukać. Za to zaraz przyjdą Ginny i Neville.
Blondynka go nie słuchała, wpatrywała się, jak mówi, zabawnie marszczy nos i co chwilę poprawia włosy opadające mu na piegowatą twarz.
-O już idą!- zawołał, wskazując palcem gdzieś do przodu.
Wszyscy wsiedli do powozu, rozmawiali, śmiali się i żartowali. Tylko jedna osoba patrzyła z niepokojem w mijany las. Była to ta sama "osobniczka", o której niektórzy mówili, że nie powinna być w Ravenclawie tylko w Hufflepafie, bo przecież nie jest inteligentna ani spostrzegawcza... ale te osoby się myliły, ojj bardzo myliły. Ona jako jedyna zauważyła jak Testrale lekko zbaczają z kursu i jak przez las przebiega watacha wielkich wściekłych wilków o ludzkich twarzach...

*"nie mieć rudego pojęcia" zwrot stosowany przez rodzinę Weasley. No, bo przecież oni nie są zieleni tylko rudzi :p

1 komentarz:

  1. Dlaczego to jest takie dobre! Też chciałabym tak pisać, ale tylko Ty się do tego nadajesz

    OdpowiedzUsuń