Rozdział 7

No i rozdzialik. Króciutki, ale jest. Poczytajcie. A ja czekam na Wasze komentarze ;3.

Stał nad nią. Czuwał już od tygodnia. Wiedział, że ona też by to robiła. Był jej drugim aniołem stróżem. Nie była to zbyt ciekawa funkcja, ale sądził, że taka jest jego powinność. Harry, odkąd ją tu przywiózł nie wychodził z dormitorium. Nie jadł ze wszystkimi, a gdy przyjaciel przychodził zawsze spał. Ona też spała, ale jakby inaczej. Oczywistym było, że jak wróci do zdrowia będą się kłócić jak dawniej, ale nie miał wyjścia. Musiał czekać aż przyjaciółka się obudzi. Pani Pomfrey mówiła, że Hermiona została potraktowana zaklęciem wywołującym męki. Crucio. Tak ono brzmiało. Krzywołap ocierał się o jego nogi, a on siedział i płakał. Dlaczego wtedy go tam nie było? Czemu nie był z nimi, w tym momencie?
-To nie twoja wina, Ron- usłyszał.
Podniósł głowę i zobaczył, że dziewczyna do tej pory nieruchoma i biała, zupełnie jak marmur, leży z otwartymi oczami. Można było z nich wyczytać zmęczenie. Pomimo mnóstwa snu.
-Witaj w świecie żywych Hermiono...- zaśmiał się słabo Gryfon.
Szatynka uśmiechnęła się delikatnie. Była w tej chwili taka bezbronna...
-Och... Pójdę po Harry'ego- zreflektował się Weasley- Siedzi w pokoju, nic nie je i nie pije... zapewne bardzo się o ciebie martwi.
-Nie... Nie teraz.
-Co..? Dlaczego..? Pokłóciliście się?
-Nie. Po prostu za dużo myśli naraz. Muszę to wszystko przetrawić.
-Zostać tu z tobą?
Pytanie zawisło w powietrzu w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Lepiej żebyś...- mówiła Gryfonka z trudem- się pouczył. Napewno już masz zaległości, a przecież teraz robisz notatki też dla mnie i dla Harry'ego.
-Cała ty- Rudzielec uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia.
Po chwili dziewczyna, wróciła w objęcia Morfeusza.
***
"Skoncentruj się. Musi ci się udać... tak. Dokładnie tak ma być. Jeszcze tylko *żeń-szeń i będzie..."
-Achh!- krzyknęła Ellie widząc uciekający na długich, tyczkowatych nogach korzeń.
Snape* patrzył na nią lekceważącym spojrzeniem, które zabijało tradycyjnych Gryfonów. Oczywiście, te głupie japońskie składniki. Nie dość, że rzadkie, to jeszcze zuchwałe. Jakby nie mogły się po prostu dać pokroić!
-Panno Moore, ja rozumiem, że można nie umieć przygotować pewnych eliksirów, ale żeby być tak tępym, aby nie móc upilnować jakiegoś korzonka- zadrwił profesor- typowe zachowanie Gryffindoru! Minus pięć punktów od domu lwa.
Dziewczyna chwyciła ludzika i szybko poćwiartowała. NIKT nie będzie się z niej śmiał i NIKT nie będzie karał jej bezpodstawnie.
-Jeśli chodzi panu o to, to lepiej niech profesor spojrzy na Ślizgonów.
Po drugiej części sali korzenie biegały luzem po podłodze, a z kociołków buchały tajemnicze kłęby pary we wszystkich kolorach tęczy. Uczniowie za to, stojąc przy swoich eliksirach denerwowali się, klęli i rzucali zaklęcia na korzenie, aby się nie ruszały. Snape widząc to zamilkł i zaczął udawać zatopionego w lekturze podręcznika do swojego przedmiotu. (To nic, że zna na pamięć wszystkie formułki w nim zapisane). Elizabeth przewróciła oczami i dokończyła eliksir. Miał (według niej) idealną konsystencję, barwę i zapach.
Zaniosła próbkę do mistrza eliksirów spojrzał na nią przelotnie, mrużąc oczy w skupieniu. Zadźwięczał dzwonek. Blondynka wyszła z klasy, z uśmiechem patrząc na stoły innych Gryfonów. Najgorzej radził sobie rudy chłopak. Jak on się nazywał? Acha, Ronald Weasley. To ten, który ostatnio wciąż siedział w skrzydle szpitalnym, choć nie był chory. Zakochał się w Pomfrey, czy co?
-Elizabeth Moore? Kto wie, która to Elizabeth Moore?! Szukam Elizabeth Moore- usłyszała wołania jakiegoś chłopca, który po chwili podszedł do niej- Cześć, to ty jesteś...
-Tak to ja- warknęła owa "Elizabeth Moore"- Jak ci na imię?
-Colin. Profesor Dumbledore chce żebyś do niego przyszła. Mówi, że to pilne.
-Okay. To co mały? Pokażesz mi gdzie jest gabinet dyrektora?
-Mhm. Choć za mną!
Chłopiec złapał za ją za łokieć i zaczął ciągnąć za sobą. Z łatwością przeciskał się między grupkami uczniów, zapominając o tym, że za nim idzie ktoś nie tak drobny jak on i musi cały czas wołać: Przepraszam! W końcu zdyszana Elise stanęła przed ogromnymi wrotami.
-Hasło to "budyń czekoladowy"- szepnął jej na ucho czwartoklasista i zanim zdążyła mu podziękować za pomoc znikł za rogiem.
Budyń czekoladowy.
Chimera odsunęła się, a wrota uchyliły. W sam raz by wpuścić nastolatkę. Z bijącym sercem wśliznęła się do środka. Staruszek stał głaszcząc pięknego feniksa. Po chwili powiedział:
-Witaj moja droga.
-Dzieńdobry- głos dziewczyny drżał w niepewności- Dlaczego miałam tu przyjść?
-Hmmm... Może zaczniemy od tego, że trzeba odblokować Ci pamięć?

Odblokować? Tak. Z przyjemnością.

*Mimo szóstego roku, wolę obstawać przy tym, że Snape uczył, uczy i zawsze będzie nauczał eliksirów. Nawet jeśli próbuje się wcisnąć na nauczyciela od OPCM. ;3 taki typ człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz